CI BRZYDCY NAUCZYCIELE… część III

dla Kazimierza

Niech kształt mój rodzi się ze mnie, niech nie będzie robiony mi!
W. Gombrowicz

W oparach kościelnych kadzideł i dogasających rac odchodzi w przeszłość kolejne Święto Niepodległości. Próby celebracji tej rocznicy, połączone z medialną reinterpretacją są tak miałkie, a czasem wręcz groteskowe, że tworzą wycinek rzeczywistości potężny w swym niestrawnym chaosie, zdecydowanie przerastający moje amatorskie pisanie. Brak mi słów,
o porównaniach czy metaforach nie wspomnę, więc siedzę lekko otępiały, nucę Mój dzionek Tuwima i z coraz bardziej słabnącym zainteresowaniem śledzę kolejną potyczkę, w której główną nagrodą będzie przywłaszczenie sobie i możliwość redefinicji wedle uznania pojęcia patriotyzmu. Urabianie brudnymi łapami delikatnych idei to nasza narodowa tradycja. Piękno i prawda stają się własnością tych, którzy głośniej krzyczą. Tylko że idee pod pręgierzem krzyku karłowacieją. Oczywiście jest jeszcze druga strona, która próbuje narodową, siermiężną współcześnie symbolikę opakować w jarmarczny koloryt. Ale idee przyprószone brokatem nie jaśnieją mocniej, są po prostu tandetne.

Wolę być patriotą karłowatym czy tandetnym? Trudny wybór, ciasny krąg na podjęcie decyzji, duszno jakoś. Dobrze, że uporałem się już ze wszystkimi guzikami, czas na ostatni akt nagiej prawdy, więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada. Od razu lżej. Teraz trzeba jeszcze przewietrzyć pokój. Nauczycielski, na początek.

Od zakończenia strajku mamy w pokojach nauczycielskich zaduch. A że, jak mówi klasyk, pokój z Tobą, to nosimy ten zaduch także w sobie. Poza pracą łapiemy oddech jak ryby wyrzucone na brzeg, a w pracy? Trudno się nie skrzywić. I bywa, że krzywimy gęby nasze, i gębami naszymi krzywimy się sami na siebie, i gębami tymi słowa żujemy, ciamkamy i wypluwamy czasem papkę z treści trzewi naszych: że płaca jest, a jakoby jej nie było, że znów drożeje, Panie Kolego, a że innym razem tanieje, wartość wiedzy tanieje, a uczeń głupi, rodzic rości sobie prawo rościć, lista lektur zakurzonych zakurzona leży odłogiem, a taki odłóg koniec kultury pisma zwiastuje, zbliża się wieczór świata tego, Panie Kolego, cywilizacja śmierci Zachodu pełznie, a może i upada, wtórny analfabetyzm się skrada, języków uczyć się nie da, brakuje godzin i chęci, nauczyciele wyklęci, historia upolityczniona, matma skrócona, matematyka uproszczona, nauk królowa – bufetowa, kuratorium oratorium, edukacji prosektorium, hańba, zgroza, gluten i laktoza, sztuczne kwiaty polskie i plastikowe ordery, a nasze imię miało być czterdzieści i cztery, biada, biada, biadolenie… według mnie – czas na wietrzenie.

Daliśmy się zbelfrzyć. Wyhodowaliśmy w sobie te pokraczne karykatury nas samych. Niektórzy nosili je już od dawna, inni zarazili się w czasie okołostrajkowym, wyjątkowo sprzyjającym widzeniu siebie w złym świetle, skłaniającym do unikania luster.

A tam w lustrze to niestety ja, wciąż w kształcie belfra uwięziony. Więzień wtórności i Formy. Więzień zewnętrznego i wewnętrznego przymusu wytwarzania urody, bo każdemu chcę się podobać, przez to nie podobając się samemu sobie. Przełożonym chcę się podobać, rodzicom chcę się podobać, uczniom podobać się chcę i wykrzywiam swoją gębę raz w jedną, raz w drugą stronę. Okropieństwo bezwoli i bezsiły.

Może to czas, żeby z tym skończyć? Żeby z samym sobą zbelfrzonym i upupionym skończyć i sobą być po prostu? Będąc częścią systemu, świadomie mu nie ulegać? Niech się system wysili, żeby mnie strawić, skoro już połknął.

Dość siedzenia w celi Konrada i wygrażania milczącemu Bogu Oświaty.

Dość chowania się w okopach Świętej Trójcy przed antyintelektualną rewolucją tłumów.

Dość upadków pod rozdartą sosną w poczuciu długu przeklętego względem beneficjentów systemu edukacji innych niż ja sam.

Czas zamienić wpędzający w depresję destrukcyjny romantyzm na pragmatyczny cynizm.

Moja szkoła jest jaka jest i niemoc biadolenia jej nie poprawi. Ja jej też nie poprawię. Ale zrobię z niej miejsce znośne. Miejsce, gdzie można patrzeć krytycznie na rzeczywistość i głośno to wyrażać, gdzie nie trzeba używać wielkich słów, by mówić o wielkich sprawach, gdzie wartością jest szacunek dla indywidualizmu każdego człowieka, a najwyższą formą wyrazu jest sztuka. Mogę stworzyć miejsce, gdzie nie ma tabu, gdzie można być ironicznym, gdzie nie trzeba być idealnym, gdzie nie trzeba maszerować w równym rzędzie i można odczuwać gawiedziowstręt. Mogę stworzyć miejsce, gdzie można przymykać oko na brzozę zatopioną we mgle i oczy otwierać na twórczość Tokarczuk. Mogę stworzyć miejsce własne, dla siebie, jak najbardziej się da na własnych zasadach.

Żadne wyzwanie, nawet niczego nie ryzykuję. Co mogę stracić jeśli mi się nie uda? Małego wsobnego szpetnego belfra, wyrosłego na strachu i kompleksach? Jego czas się skończył, już nie będzie mi gęby przyprawiał. Gęba moja jest grymasami przeszłości naznaczona, ale już odzyskana. Poturbowana i nie bez skazy, ale moja własna. Mogę o sobie decydować, jestem w końcu Mistrzem tej Gry. A że brzydkim? No trudno.

Kiedy mój syn dorośnie, wtedy znowu stanę przed lustrem i zapytam, czy wyglądam jak nauczyciel.

I już wiem, co odpowie.

I nie boję się tej odpowiedzi.

11 listopada 2019

***

poniżej:
wizualizacja diaskopowa autorstwa Małgorzaty Wawro
FACEBOOK: https://www.facebook.com/Małgorzata-Wawro-wizualizacje-diaskopowe-169639116820190/
INSTAGRAM: malgorzataflora

wizualizacja diaskopowa: Małgorzata Wawro

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *