20/21 marca
Ważne, żeby dobrze zacząć. Bez wewnętrznej presji, z lekkością i polotem Ikara. Tak dla ludzi tym razem i dla odmiany. Tylko wtedy ten Ikar pretensjonalny. Nie, bez Ikara, do piachu go – jak Różewicz, albo do morza.
A jeszcze dziś rano układałem sobie w głowie taki nośny koncept – że na początek będzie wzmianka o chaosie, a może bardziej Chaosie, takim od Parandowskiego, a potem miało do tego dojść słowo, a raczej Słowo, że niby z Genesis i dalej już klasycznie, o tym jak to Słowo z Chaosu się wyłania i Chaos ten zamyka w ramy poznania, porządkuje i oswaja. A jak oswaja to i uspokaja, a ze spokoju myśl uczesana kształt swój wysuwa, nad nią wniosek się rozsnuwa… albo snuje, snuciem puentę potęguje…
Nie, nic z tego nie wyjdzie. Zwłaszcza, że chaos trwa, słowa się rozpierzchły i już niczego nie porządkują, albo ja tego porządku nie pojmuję. Rozporządzenia, sugestie, aluzje, uwagi, opinie, żądania, błagania… ministra, urzędników, samorządowców, dyrektorów, rodziców, czasem nawet uczniów… czyli wirus polskiej szkoły, orzeł biały w koronie, ufff, dobrnąłem, jesteśmy w domu. Dosłownie.
***
Kształcenie na odległość.
Ładne określenie, wielowymiarowe. Trafnie ujmuje dwoistość (co najmniej!) rzeczywistości szkolnej, bo przecież z niektórymi moimi uczniami „kształcimy się” na odległość nawet jeśli usiądą w pierwszej ławce. Czasem są to odległości do pokonania, jeśli poruszamy się w jednym kierunku, czasem każdy podąża w swoją stronę i nigdy się nie spotkamy.
Z niektórymi mimo odległości potrafimy – jak chcemy – być blisko, wymienimy maile z arkuszem maturalnym czy innym zbędnym dla prawidłowego funkcjonowaniu świata plikiem, wymienimy się opinią, bywa że refleksją, a nawet uprzejmością. I jesteśmy blisko. Na odległość.
Żadna filozofia. Jeśli uczeń mnie potrzebuje – znajdzie bez większego trudu w meandrach Internetu – tą samą drogą ja dotrę do niego. Oczywiście jeśli chcemy, jeśli zbudowaliśmy relację, choćby opartą o pragmatyczną – krótkotrwałą jak przygotowanie do matury – korzyść.
Edukacja to tak naprawdę bardzo prosta sprawa. Ja coś wiem, lubię i potrafię o tym opowiadać. Młody człowiek chciałby się czegoś dowiedzieć, lubi i potrafi o tym słuchać. A jak sobie zaufamy, że ja wiem, a on chce, to jeszcze wyjdzie nam z tego dialog. I obustronny rozwój. Nic trudnego, bo jeśli chcemy to znajdziemy kanał komunikacji – twarzą w twarz czy awatar z awatarem – nie potrzeba do tego odgórnych rozporządzeń.
***
Obecna sytuacja w oświacie przypomina, mówiąc dość niewybrednie i za przeproszeniem wszystkich zainteresowanych, „pożar w psychiatryku”. Dotychczasowy wykidajło, za milczącą zgodą przełożonych, wchodzi samowolnie w rolę ordynatora i wykrzykuje raz za razem pomieszane ze sobą rozkazy, obelgi i błagania. Personel podzielił się i poróżnił, jakby już wcześniej mało był podzielony i poróżniony, i działa – każdy wedle własnego uznania. W dodatku do budynku próbują wtargnąć bliscy pacjentów, jak zwykle z dobrymi intencjami ogień gasząc płynem łatwopalnym. A przecież póki co pożar nie jest nawet zbyt groźny, nie należy go bagatelizować, ale płomienie liznęły raptem pierwszą kondygnację. Ot, dużo dymu i tyle.
Acha, pacjenci, byli też pacjenci. Byli, ale się rozpierzchli. Większość do domów, gdzie zniknęli w gąszczu nieoczekiwanej i niecodziennej normalności. Tylko garstka z nich siedząc przy oknach spogląda jeszcze na kopcący się (pomaleńku, jak żyrafa Grochowiakowa) budynek, rzucając w jego kierunku papierowe samolociki złożone ze starych sprawdzianów.
***
Minął tydzień szkolnej kwarantanny.
Rozesłałem swoim uczniom i ich rodzicom wiadomości drogą cyfrową.
Część jeszcze nawet ich nie odczytała. Stoicy.
Jak zwykle znienacka nastała wiosna, ludzie wyszli z domów, by ze słowiańskim uporem i na opak stawiać czoła niewidzialnemu zagrożeniu.
***
No więc wbrew zaleceniom łapiemy się za ręce i patrzymy jak psychiatryk płonie.
Słów przybywa.
Chaos od nich pęcznieje.
Ikar wylądował i uśmiecha się spod wąsa.
***
Francisco de Goya, Donde vá mamà ? / Dokąd mamę diabli niosą? plansza nr 65 z:”Los Caprichos”-“Kaprysy”, wyd.II, Madryt ok. 1855, właściciel: Muzeum Narodowe w Krakowie