Pamiętnik belfra (z czasów zarazy) część III

28/29 marca

Aby walczyć z abstrakcją, trzeba być trochę do niej podobnym
~Albert Camus

O zmierzchu nasz szpital pogrążał się w ciszy. Właściwie to pogrążał się od dawna, odkąd obudziłem w sobie odwagę, by mieć tego świadomość i w niej trwać. A teraz jeszcze to – po raz drugi w przeciągu kilkunastu miesięcy – cisza. Słychać było tylko kojące stukotanie w klawisze klawiatury – efekt rozporządzonego naprędce e-leczenia. Odważny skok w XXI wiek. Oczywiście jeśli upadek z wysokości można nazwać skokiem, a rozpaczliwe próby ratowania resztek rachitycznego zdrowia – odwagą.

Cisza, stukot, zmęczenie, myśli lepkie i ciężkie…

***

…i nagle, rzec by można „zbudziłem się o tej porze bezdusznej i nikłej, kiedy właściwie noc się już skończyła, a świt nie zdążył jeszcze zacząć się na dobre”. Ocknąłem się w fotelu, musiałem zasnąć przed ekranem monitora, który również rozbudzony moim poruszeniem zaczął nachalnie komunikować się z ciemności niebieskawym światłem. Zebrałem się w sobie, skutecznie, bo od dawna nie mam już czego zbierać, i podjąłem próbę rozjaśnienia zmętniałego od snu spojrzenia energicznym mrugnięciem, i na mrugnięciu tym nie poprzestając, z każdym kolejnym do mrugnięć poprzednich domrużonym obraz się wyostrzał i wyostrzony obrazował na ekranie zarys i zapowiedź i groźbę transmisji jakiegoś doniosłego wydarzenia – mównica stoi na baczność, flagą patos powiewa… i wtedy pojawia się On – nasz Ordynator. On a jakoby nie On, z gębą jakoś nie pod siebie skrojoną, z miną Orlęcia wielce zatroskaną, a jednak postawa pewnością emanuje… zajął miejsce, wzrok jego nabrał mocy, gęba w twarz wyszlachetniała… i przemówił.

***

Moi Drodzy. Dziś przemawiam do Was jako osoba odpowiedzialna za środowisko, które mi powierzono i które jest dla mnie ważne. Jako osoba, która została powołana do tego, by rozwiązywać Wasze problemy.

Tych mamy niemało. Znam je i rozumiem, począwszy od wieloletnich zaniedbań moich poprzedników, poprzez niedopracowaną i zbędną reformę, a na obecnej sytuacji wyjątkowej kończąc.

Dlatego dziś czuję się w obowiązku osobiście zwrócić się do Was: młodzieży, rodziców i opiekunów, dyrektorów i pracowników placówek w całym kraju.

Młodzi – od Was zacznę, bo nasze Ordynatorstwo zostało stworzone dla Was, nasza praca ma sens o tyle, o ile może Wam służyć. W tych trudnych dniach bądźcie pewni – jesteście dla nas wszystkich ważni. Dołożymy wszelkich starań, żeby zadbać o Wasze komfortowe samopoczucie i rozwój. Opieka nad Wami nie zostanie zawieszona, zostanie jedynie przeniesiona na płaszczyznę wirtualną, na której tak dobrze się czujecie. Nie martwcie się teraz metodami pracy, ocenianiem Waszych postępów czy egzaminami – te schodzą na plan dalszy. Dbajcie o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne – my zajmiemy się resztą.

Rodzice i opiekunowie – rozumiemy jak wielkie obciążenia spadają na Was w chwili obecnej. Razem z Wami opanujemy tę sytuację. Bądźcie pewni, że Wasz głos zostanie wzięty pod uwagę.

Dyrektorzy – czas na decentralizację systemu. Oddajemy poszczególne oddziały pod Wasze autonomiczne zarządzanie. Ufamy Wam bo wiemy, że znacie ich problemy i potraficie zorganizować pracę tak, by im sprostać. Przygotowaliśmy ogólne wytyczne, które polecamy Waszemu racjonalnemu osądowi.

Pracownicy – zwracam się do Was na końcu, bo pragnę, by moje słowa wybrzmiały z należytą mocą. Wasza dotychczasowa praca i włożone w nią zaangażowanie dają mi pewność, że młodzież znajduje się w dobrych rękach. Przed nami wszystkimi rysuje się ogromne wyzwanie, jednak wiem, że dzięki Waszym kompetencjom i chęciom wspólnie mu podołamy.

Moi Drodzy. Wspólnymi siłami kryzys możemy przekuć w szansę. Szansę na rewolucyjnie szybkie wdrożenie nowych rozwiązań. Potrzebnych rozwiązań. Lepszych rozwiązań.

I ja, jako Wasz Ordynator, głęboko w to wierzę.

***

Ordynator zamilkł. A ja obudziłem się, tym razem bezceremonialnie wyrwany z letargu echem przemówienia „co być mogło, a nie będzie”. I jakoś mi nieswojo. Nie wiem tylko, czy z powodu mojej wstydliwej fantazji o Ordynatorze, czy dlatego, że przez chwilę łudziłem się potencjalnością jej urzeczywistnienia. Co za naiwność… Co za wstyd…

***

Co za wstyd?

Co za sen!

Co za szaleństwo!

Co zdaje się być większą abstrakcją?

Czy to, że Ordynator Piontkowski mógłby tak powiedzieć?

Czy to, że przecież nikt się tego po nim nie spodziewał?

Czy to, że zasnąłem wieczorem w fotelu?

A przecież ja nie mam fotela…

***

Francisco de Goya, Asta su Abuelo /Osioł z dziada pradziada plansza nr 39 z: “Los Caprichos” – “Kaprysy”, wyd. II, Madryt ok. 1855, właściciel: Muzeum Narodowe w Krakowie

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *