Pamiętnik belfra (z czasów zarazy) część V

02/03 kwietnia

***
Czas opuścić szpital. Nie, nie uciekam „jak zły ojciec/ nocą/ bez znaku bez śladu/ bez słowa”, nie martw się, dobrze wiesz, że stamtąd nie ma ucieczki. Odsunę się tylko na chwilę, chcę odetchnąć zimowym powiewem tej wiosny i poszerzyć horyzont. Byle nie za bardzo, tacy jak ja stronią od wszechszerokości horyzontu, za którym można się zgubić. Dlatego biorę swój obłęd ze sobą, pozwala mi widzieć jaśniej, mimo że tkwi w kącie oka jak ziarno piasku z naszej bezludnej plaży. Dziwisz się? Niepotrzebnie, przecież też mrużysz oczy żeby dostrzec sens.

Zrób to teraz. Chcę Ci coś pokazać.
Otóż mamy własną telewizję. Uwierzysz?

***
W ostatnich dniach opinią publiczną – jak gdyby kogokolwiek ona obchodziła, wstrząsnął niebywały edukacyjny ewenement – jak gdyby edukacja obchodziła kogokolwiek, mianowicie telewizyjna wersja szkoły, zaprezentowana przez medium tym razem na wskroś publiczne – jak gdyby kogokolwiek to medium… wiadomo.

Ilość komentarzy, opinii i analiz tego zjawiska jest nieznośnie irytująca, nawet bardziej niż konstatacja, jak niewiele one wnoszą. I nie mam na celu polemiki z mniej lub bardziej niedorzecznymi zapędami ich autorów, chcę jedynie zwrócić uwagę na niezwykle spersonalizowaną refleksyjność. To sprawia, że zjawisko telewizyjnej szkoły jest niebywałe.
I to nie tyle samo w sobie, ile w połączeniu z reakcjami i emocjami, które budzi.

Jest jak lustro, w którym odbija się twarz polskiej edukacji. Uważasz, że przesadzam? Nie tym razem. Drwię? Nic z tych rzeczy. Szkoła zamknięta w szklanym ekranie to zwierciadło Stendhala połączone z magiczną własnością artefaktu złej królowej z baśni braci Grimm.

Każdy widzi w nim siebie.

***
Mędrzec

Mędrzec przede wszystkim skupi się na merytoryce głoszonych treści. Bez trudu i z charakterystyczną dla siebie przenikliwością zauważy błędy, by z mentorską manierą połączoną ze szlachetną intencją napominającego Ojca o nich opowiedzieć. Sobie samemu opowiedzieć. I nieszczęśnikom, którzy znajda się akurat w zasięgu jego egzegezy. Dzięki Ci Mędrcze, że zechciałeś wyjść ze swojej Wieży z Kości Słoniowej i zimnym blaskiem Wiedzy rozjaśnić ludowi złożone z odcieni ciemności meandry liczb parzystych.

*
Esteta

Arbiter elegancji. Architekt urody. Pierwszym spojrzeniem jest w stanie ocenić przaśną stylizację studia telewizyjnego na wczesne lata 90. i wytknąć banalność rekwizytów. Mistrz rozpiętego ostatniego guzika w kamizelce z odrazą wytknie prowadzącym ich niestosowny ubiór, w swym ubóstwie i bezsmaku dalece odbiegający od wysokości nauczycielskich apanaży, które można przecież bez trudu i przy odrobinie chęci doprawionej gustem upłynniać w stylową konfekcję.

*
Fidiasz

Na wzór Greckiego Mistrza wykaże dysharmonię urody Prowadzących. Pospolitość ich oblicza, dysproporcję kształtów daleką od Ideału Nauczycielek z Fantazji. Zacny Fidiaszu… spójrz proszę w taflę wody a następnie nabierz jej w usta.

*
Yorrick

Wyszydzi braki i niedoskonałości. Wyostrzy, naświetli i podda pod publiczną chłostę śmiechu. Jaka to ulga, że jesteś tylko, Drogi Błaźnie, marny jak pogoń za wiatrem.

*
Stańczyk

Wręczy kaduceusz, by lud mógł mącić swe myśli przenikliwymi analizami społecznymi o narzuconym przez Władzę stereotypie Nauczyciela, pielęgnowaniu groteskowej iluzji w celu wykluczenia Elit z życia publicznego przez ich ośmieszanie. Salutuję Twej myśli, jednak i bez niej Ciemny Lud widzi i rozumie zabiegi gasnącego coraz szybciej i coraz mniej refleksyjnie Mistrza Marionetek i nie chciałby kupować jego wizji, gdyby nie to, że brakuje Pozostałym Pretendentom jakiejkolwiek innej. Jakiejkolwiek.

*
Terapeuta

Widzi braki mądrości i stylu Prowadzących. Jak błazen szydzi, lecz w duchu, by trwać w kompromisie między pogardą dającą ukojenie własnych kompleksów a powierzchowną empatią i pozą obrońcy pokrzywdzonych. Nie bądź belfrem z Gombrowiczowskiej szkoły i belfrów nie upupiaj. Postacie za szklanym ekranem znalazły się z własnej woli i zobowiązane są ponieść konsekwencje tego gdzie się pojawiły i jak dalece od naszych oczekiwań objawiły swoją obecność.

***
Postawiono przed nami lustro. Nie lubię luster, mówią o mnie za dużo, choć mam trudności w uchwyceniu analogii między myślą a odbiciem. A tego telewizyjnego lustra nie lubię bardzo. Trudno mi je znieść. Jak w przypadku każdego zwierciadła – nie dlatego i nie za to czym jest, tylko za to co pokazuje. Pokazuje rzeczywistość, której nie chcę i nie umiem zaakceptować. Pokazuje mój lęk przed tym, czym nigdy nie chciałem się stać.

A czy się stałem? Kim jestem i którą Twarz próbuję usilnie pokazać Wam, i przede wszystkim Tobie? Sam muszę przeniknąć kto pisał moją twarz i stanąć z nią do Herbertowskiego turnieju wedle sztywnych reguł, choć jego przebieg i finał są łatwe do przewidzenia.

***

A Ty, gdy spoglądasz w szklaną taflę, kogo widzisz?

***

Francisco de Goya, Hasta la muerte/Aż do śmierci plansza nr 55 z: “Los Caprichos” – “Kaprysy”, wyd. II, Madryt ok. 1855, właściciel: Muzeum Narodowe w Krakowie

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *