Patriotyzm szkolny

Uwaga – będzie o patriotyzmie.

Proszę wszystkich czytających o powstanie z miejsc i zdjęcie nakryć głowy.

Baczność. Doooo hymnu. Jeszcze Polska nie zgineeeeeła, póki mamy szkoły!

***

A zaczęło się niepozornie. Kilka dni temu Internet (a może raczej jego edukacyjne zakamarki) obiegło zdjęcie zadania szkolnego, umieszczonego na rządowej platformie e-podręczniki. Zdjęcie nośne, bo i zadanie z pozoru kontrowersyjne: bywalcy szkoły podstawowej mieli w nim udowodnić, że ich pokolenie jest – ogólnie mówiąc – gorsze od pokolenia Alka, Zośki i Rudego. Zanosiło się na kolejny kamień milowy w polskiej edukacji. Taki kamień sporego kalibru. I w dodatku rzucony. Na szaniec.

Natychmiast zagrano larum niosące ostrzeżenie przed kolejnym aktem pisowskiej narodowo-katolickiej przaśnej propagandy. Widmo gwałtu przez uszy na nieletnich Pylaszczkiewiczach zawisło w powietrzu. Atmosfera gęstniała, mnożyły się groźne emotki, komentarze i ostrzegawcze udostępnienia, nawet drzewa salutowały internetowym strzelcom, a dziewczęta zerkały zza płota.

Niestety, wszystko zepsuła Justyna Suchecka, która zasięgnęła opinii w MEiN, zebrała garść informacji i napisała poniższy tekst:

https://konkret24.tvn24.pl/nauka,111/uczniowie-maja-za-zadanie-udowodnic-ze-nie-dorownuja-pokoleniu-alka-zoski-i-rudego-sprawdzamy,1049646.html?fbclid=IwAR3IeOexQ1z6buwqH2SbUv2ICsov_359CBDccbfQRq0gNMuWJuINB44aTuY

No cóż, okazało się, że kontrowersyjne zadanie zostało wyrwane z kontekstu i wcale nie wymaga od uczniów stawiania bohaterskiego oporu świńskim blondynom z trupią główką. Co więcej, nie wymaga nawet napisania rozprawki o swojej nikczemnej pokoleniowej kondycji względem spiżowych herosów z lat minionych. Aha, a poza tym, to zadanie zostało zredagowane dość dawno. Na tyle dawno, że miało to miejsce za rządów POprzedniej koalicji. I wyszło jak wyszło, dosyć niezręcznie. Rozmaryn się rozwijał, rozwijał się i o – klapł.

Na szczęście społeczność internetowa niezrażona takimi detalami pomknęła dalej w bliżej nieokreślonym kierunku. Głosy ucichły. Tylko ten mój komentarz, umieszczony przez Szanowną Autorkę pod koniec jej tekstu, zawisł w powietrzu i nie bardzo już wiadomo do czego miał się odnosić. Ale że – zupełnym przypadkiem – dysponuję wiedzą o tym, co belfer miał na myśli, więc się podzielę. Bo mogę, prawda?

Wojenko, wojenko!

Wspomniane niefortunne zadanie ponownie przypomniało mi, że jesteśmy narodem mitomanów gloryfikujących przemoc. Pozwalamy na istnienie szkolnej podstawy programowej, w której łączymy kult śmierci za ideę z pochwałą świętego męczeństwa. Nie możemy się jednak zdecydować, czy wojna to piękna dziewczyna, dla wdzięków której warto oddać życie, czy może jednak próba wiary i wytrwałości zesłana przez Boga w celu niechybnego uzyskania zbawienia. Ginąć z uśmiechem na ustach czy jednak łzę uronić?

A może pójść zgodnie z modą w kierunku szarżującego ostatnimi czasy – jak husaria pod Chocimiem – turbopatriotyzmu? Łączyć się, tworzyć grupy narodowych harcowników, bandy kiboli – współczesnych rycerzy w kominiarkach zamiast przyłbic, oddziały armii boga, szwadrony maryi czy inne komanda wszystkich świętych?

W takim sosie z narodowych mitów, mesjanizmu, potrzeby prymitywnej plemiennej przynależności i konieczności konfrontacji z wrogiem ojczyzny – nasz polski patriotyzm jawi się jako danie wyjątkowo odstręczające i niestrawne. Nic dziwnego, że młodym ludziom może zaszkodzić.

Ułani wędrują, strzelcy maszerują

A że szkodzi, to widać i słychać. Młodzież trafiająca do liceum w dużej mierze posługuje się frazesami, których znaczenia nie rozumie, albo udaje że rozumie, aby zaspokoić oczekiwania szytych na miarę polityki oświatowej państwa edukatorów.

Zdania o „walce o wolność”, „walce za Ojczyznę pisaną wielką literą”, o bohaterach „bez których dziś nie bylibyśmy Polakami”, albo „bez których nie żylibyśmy w wolnej Ojczyźnie pisanej wielką literą” brzmią naprawdę groteskowo; z jednej strony śmieszą swoją patetyczną konstrukcją i nieadekwatnością do sytuacji, a z drugiej… dokładnie z tego samego powodu budzą we mnie lęki. Bo oto mam przed sobą młodego człowieka u progu dorosłości, który jest zaprogramowany na odtwarzanie wpisanego w swoją formującą się konstrukcję kodu narodowo-katolickich sloganów. Bez wiedzy i bez zrozumienia. Bez poczucia sensu, za to z poczuciem obowiązku. Z wciąż wyczuwalną dozą infantylności. I wychodzi z tego w rozmowach i wypracowaniach jakiś beztroski pokraczny pop-patriotyzm, nieodpowiadający zupełnie wyzwaniom współczesnego świata.

Na stos, rzuciliśmy…

Żeby było jasne – nie młodzież jest winna obecnemu stanowi rzeczy, choć to młodzież jest najczęściej poddawana krytyce za swoje – paradoksalnie – antypatriotyczne zachowania. A robimy wiele, by bez względu na okoliczności, móc młodych napominać i przywoływać do dowolnie przez nas rozumianego porządku. Chcemy żeby karnie stali na baczność i salutowali, a potem złościmy się, dlaczego nie mają w sobie potrzeby buntu. Każemy im czcić pamięć o ojcach, dziadach i sztandarach, a później wyśmiewamy, że są tacy niedzisiejsi. Pchamy im do głów literaturę pełną mitologii w cierniowej koronie, by następnie załamywać ręce nad ich kruchą kondycją psychiczną. Ehhh ta dzisiejsza młodzież, to nie to co kiedyś, nie to co pokolenie Alka, Zośki i Rudego… O! Tamci to byli zahartowani! I nie skarżyli się, nie nosili rurek. I żaden, ale to żaden nie miał depresji!

Wróć Jasieńku z tej wojenki już

Na koniec, może jak zwykle przesadzam? Wyolbrzymiam? Przecież sam kończyłem podobną szkołę, jako uczeń stałem w białej koszuli na apelach ku czci i chwale, z okazji 11 listopada, czasem nawet przyszło mi coś wyrecytować, a mimo wszystko nie czuję silnego imperatywu, by podczas obchodów kolejnego święta niepodległości rzucać racami w balkon ozdobiony tęczową flagą.

Nie mam też wielkich oczekiwań względem systemu edukacji. Ale tak sobie myślę, czy nie moglibyśmy zacząć traktować młodych poważnie? To w końcu inteligentni ludzie, od których zależy – jakkolwiek doniośle by to nie zabrzmiało – nasza przyszłość. Może da się z nimi porozmawiać już w szkole podstawowej o ekonomicznych i politycznych przyczynach wojny? Zahaczyć o filozofię historii, refleksje o ludzkiej naturze? I przede wszystkim pokazać dramat wojny, potępić przemoc w każdej formie? Może wystarczy opowiedzieć historię człowieka, a nie budować pomnik bohatera? A gdyby tak jeszcze trochę Fromma, fragment z Borowskiego, scenę z “Syna Szawła”… Wojna to nie zabawa, musi boleć, intelektualnie i emocjonalnie, a przede wszystkim profilaktycznie.

Może wtedy skończyłaby się era sterowanych zdalnie robotów z biało-czerwonymi opaskami na oczach.

Może wtedy nie musiałbym już nigdy oglądać maszerujących i hajlujących młodych ludzi na ulicach mojego miasta.

Może. Nie mam pewności.

Ale warto spróbować.

Leave a comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *